Litzmannstadt Getto, Łódzkie Getto

Fabryka Glazera ul. Dworska 14
(Matrosengasse, dziś ul. Organizacji WiN)


Kamienica frontowa przy ulicy Dworskiej 14 (dziś ul. Organizacji Wolność i Niezawisłość), w której od jesieni 1940 roku mieściła się szkoła, nie przetrwała do dzisiejszych czasów. Tak jak i znajdująca się na jej tyłach fabryka. Od stycznia 1941 roku funkcjonowała tam wytwórnia sukien i bielizny. W pamięci mieszkańców getta, a także wielu badaczy, pozostała ona jednak ważnym miejscem w topografii łódzkiego getta.

Fabryką wyrobów bieliźniarskich i sukien kierował Leon Glazer. Na początku 1941 roku w fabryce pracowało tylko 77 maszyn do szycia i 157 osób, ale z miesiąca na miesiąc liczby te rosły. W styczniu 1942 roku było już 800 maszyn, przy których na dwie zmiany pracowało ponad 1500 osób. Resort szył bieliznę damską i męską, a także dziecięcą stąd pochodziły eleganckie suknie i biustonosze, pościel i dodatki krawieckie. Odzież ta była dumą getta. Oprócz dorosłych w fabryce pracowało kilkaset dzieci. Szyły ubrania dla ludzi, ale też sukieneczki dla lalek, które wędrowały do niemieckich sklepów z zabawkami.

Fabryka Glazera i pracujące w niej dzieci pozostały zarówno na wielu archiwalnych fotografiach, jak i w literaturze. To tam powstała wspaniale ilustrowana „Bajka o królewiczu i cudownym kraju” która opowiada historię dzieci z łódzkiego getta.

Przy dawnej ulicy Dworskiej stoją do dziś sąsiednie budynki, pod nr 10 i 16, gdzie także działały zakłady krawieckie. Przetrwał także bez uszczerbku katolicki kościółek w stylu zakopiańskim pod wezwaniem Dobrego Pasterza. Powstał w 1907 roku. Przez cały okres getta był zamknięty.

Powoli porządkowało się nasze codzienne życie. Otworzono nawet szkoły. Wszystkich dawniejszych uczniów gimnazjalnych zgromadzono w dużym gmachu przy ulicy Dworskiej, dyrektorką nielicznego grona pedagogicznego została pani Rein, uprzednio kierowniczka szkoły, do której zdałam egzamin. Zorganizowali się też na nowo chłopcy i dziewczęta należący do różnych organizacji syjonistycznych w Łodzi. Utworzyli oni drużyny Hachszary, praktycznego przeszkolenia rolniczego na polach Marysina.
Sara Zyskind, Skradzione lata, s. 30.

Zarejestrowałem się dziś w sekretariacie szkolnym na Dworskiej. Od niedzieli zostają już uruchomione klasy trzecia i czwarta z tej strony mostu na Marysinie, ulica Otylii 14. Liceum mieści się na Smugowej 6. Ma być też dożywianie w szkole, o czym dokładnie będzie wiadomo dopiero w piątek. Będę więc znów chodził do szkoły, o ile naturalnie nie będę miał zajęcia. Nie liczyłem już prawie na to. Nareszcie więc skończy się ta anarchia w zajęciach, a wraz z nią, mam nadzieję, zbytnie filozofowanie i - co za tym idzie - depresja.
Dziennik Dawida Sierakowiaka, 22 kwietnia 1941, s. 14.

17 stycznia przypadła rocznica założenia wytwórni damskich sukien i bielizny przy ulicy Dworskiej 14. Przedsiębiorstwo popularnie zwane jest w getcie "resortem Glazera". Wytwórnia ta w przeciągu roku z maleńkiej placówki pracy rozwinęła się imponująco. Zatrudnia obecnie półtora tysięczną rzeszę robotników. Z okazji rocznicy zorganizowana została na terenie przedsiębiorstwa wspaniała wystawa modeli sukien i bielizny.
Kronika getta łódzkiego, 14-31 stycznia 1942, t. 1, s. 391.

Szkółka była jednym z oddziałów resortu Wasche und Kleider Abteilung, mieściła się na ulicy' Żydowskiej 19. Po likwidacji gimnazjum w 1941 roku, prezes getta Chaim Rumkowski zatroszczył się o młodzież i stworzył dla niej możliwość nauki przysposabiającej do pracy rzemieślniczej. Dla nas znaczyło to prawo do kawałka chleba i zupy. W tej oto szkółce uczono nas kroju i szycia. Stąd bierze się jej nazwa. Ale po skończonym kursie szyłyśmy już, jak dorośli ludzie, dziecięce sukienki. Pamiętam jak dziś stosy tych małych sukienek z materiału we wzór pepito, czerwono-czarne z białym kołnierzykiem, gotowe już do prasowania. Te zamówienia niemieckich firm przyjmował Hans Biebow, naczelnik Gettoverwaltung. Dwa lata szyłyśmy na akord systemem taśmowym ten sam model sukienki. Naszą grupę nadzorowała pani Kujawska. Potrafiła nam wiele wybaczyć i jak trzeba było poprawić. Pan Widawski, spec od koronek i kołnierzyków ułatwiał nam pracę. Rytmiczny turkot maszyn do szycia, opary prasowanych sukienek, rozwieszone płótna i strach przed nieukończoną produkcją, krążyły nad naszymi głowami jak widma. Ale nawet w tej atmosferze nędzy, głodu i chłodu nie wszystko nam Niemcy wydarli. Mogli nam zabrać kawałek chleba, zupę, ale nie mogli nas oskubać z naszych marzeń, fantazji dziecięcej. My, pełni śmiałych projektów, wyobraźni, budowaliśmy w swoich wizjach, nowe królestwo. Królestwo sięgające nieba, królestwo ziemi obiecanej, gdzie nie będzie głodu, ani "dziewczynki z zapałkami", ni Jasia, który nie doczekał wiosny.

...to co, najlepiej pamiętam, to nasze kółko literacko-dramatyczne, w którym brałam żywy udział. Było nas jedenaścioro dzieci, wszystkie z Wasche und Kleider Abteilung i raczej ze szkółki. Mieliśmy swoich wykładowców, gazetkę, tworzyliśmy ilustracje, afisze oraz teatrzyk. Leon Glazer, dyrektor naszego resortu, wyprosił u Rumkowskiego zatwierdzenie i poparcie tej naszej działalności. Spotkania odbywały się w soboty po obiedzie na Dworskiej 14, gdzie mieściła się centrala WuKA. Dla naszej jedenastki to było wielkie wyróżnienie. Przy każdym spotkaniu otrzymywaliśmy nawet bochenek chleba i kawał kiełbasy. Nazywaliśmy te sobotnie spotkania po hebrajsku: Oneg Szabat (Radość sobotnia).
Ruth (Berlińska) Eldar, W strząsnąć filarami świątyni.

statystyka