Litzmannstadt Getto, Łódzkie Getto

Marysin


Tak nazywała się północno-wschodnia część getta, gdzie było sporo drewnianych domów. Wcześniej mieszkali w nich głównie Polacy. Gdy powstało getto, obszar został w dużym stopniu przeznaczony na tereny uprawne, ogrody i działki.

Marysin był dla mieszkańców getta synonimem dobrobytu. Tam znajdowały się domy wypoczynkowe dla wyróżnionych urzędników, a także letnie mieszkania niektórych dygnitarzy żydowskiej administracji. Ale funkcjonowały tam także specjalne ośrodki młodzieżowe, tzw. hachszary, gdzie młodzież syjonistyczna uczyła się pracy na roli. Były też działki zarządzane przez różne organizacje młodzieżowe. W sumie działało na Marysinie ponad 20 kibuców zrzeszających ponad 1000 osób. Prowadziły one także działalność kulturalno-oświatową.

Centralne Biuro Zarządu Marysin II znajdowało się przy ul. Próżnej 5. W pierwszych miesiącach istnienia getta na Marysinie działały sierocińce (przy ul. Marysińskiej 100 i Okopowej 119), szkoły (Marysińska 48), a od 11 czerwca 1941 roku - kolonie i półkolonie, przeznaczone przede wszystkim dla dzieci ubogich i sierot. Kolonie urządzano głównie latem, choć także w innych porach roku. Dzieci mieszkały w internatach, uczyły się i pracowały. Skorzystało z nich ponad la tys. dzieci. Zachowało się wiele archiwalnych zdjęć z zabaw na polach Marysina.

Biuro Kolonii Dziecięcych i Oddział Kuchni Dziecięcych znajdowały się przy ul. Zagajnikowej 23. We wrześniu 1942 roku, podczas tzw. szpery, dzieci z kolonii wraz z kilkoma tysiącami innych małych mieszkańców getta wywieziono do Chełmna nad Nerem, gdzie zostały zamordowane. Potem budynki zajęły różne resorty.

Dziś teren Marysina wygląda zupełnie inaczej niż w czasie wojny. Przetrwała, co prawda, część budynków, ale na polach, gdzie uprawiano warzywa, stoją teraz domy i bloki mieszkalne.

Pan prezes bawiąc w sobotę po południu na Marysinie dokonał przeglądu dzieci, pozostających tam na koloniach. Hufce dzieci pod kierownictwem wychowawców przedefilowały przed Przełożonym Starszeństwa Żydów dziarskim krokiem.
Kronika getta łódzkiego, 13-15 lipca 1941, t. 1, s.197.

Lekcji nie było, bo była defilada wszystkich dzieci znajdujących się na Marysinie przed Rumkowskim, a co najważniejsze dostaliśmy nadprogramowy podwieczorek - po kawałku chleba z plasterkiem kiełbasy. Zaiste pański gest naszego władcy! Naturalnie nie obyło się bez mowy. Powiedział stary, że daje nam wszystko, co może, a w zamian żąda, byśmy się uczyli, uczyli i dobrze się uczyli.
Dziennik Dawida Sierakowiaka, 27 lipca 1941, s. 43.

Getto rozwija się coraz wspanialej. Powstaje ogromna ilość szopów i fabryk, które wraz z istniejącymi tworzą rzeczywiście, żartobliwie nazwany, Żydowski Okręg Przemysłowy. Marysin, zupełnie odrębna dzielnica, oprócz szkół, kolonii, półkolonii, prewentoriów itd. zawiera mnóstwo fabryk i resortów pracy, jak wytwórnię dywanów ze szmat, fabrykę powideł, fabrykę cukierków, szop szewski, zdobniczy i wiele innych. Wszystko to "państwowe" i "des Aeltesten der Juden".
Dziennik Dawida Sierakowiaka, 24 sierpnia 1941, s. 49.

Przede wszystkim prezes był zdecydowany zaprosić do siebie na Marysin, na regularny turnus, tylu robotników, ilu tu tylko jest możliwe. I tak też było. Co tydzień do domu na Marysinie "jechali" inni zasłużeni kierownicy, osoby zaufane i wypróbowani przyjaciele, "jechali" pieszo, czasami dorożką, a później także tramwajem do Eldorado getta, do domu prezesa (Okopowa 119), aby odprężyć się od zżerającej nerwy codziennej pracy w getcie. Życzeniem prezesa było, żeby podczas tego krótkiego urlopu nie odwiedzali urlopowiczów żadni krewni. I faktycznie - to był wypoczynek! Niesamowite, ile zdziałał ten tydzień. Oddalony tylko kilka minut od centrum miasta - a jednak zupełnie inny świat. Krajobraz Marysina, sam w sobie ponury, niezachwycający, jak i cały ten teren, dla urlopowiczów zamieniał się w raj.
Oskar Singer, Przemierzając szybkim krokiem getto, s. 114.

Przed 2 laty urządził prezes Dom Wypoczynkowy (Heim) na Marysinie, dla wyższych dygnitarzy. Czas pobytu był określony na 7 dni. W pierwszych turach przyjechali najwyżsi dygnitarze i najbliżsi jego sercu ludzie. Dano tam dobrze jeść. Ludność podniosła krzyk na tę niesprawiedliwość, że ci, co mają i tak najlepsze przydziały, a nawet dostają specjalne talony od Prezesa, nie potrzebują lepszego wyżywienia, tym bardziej że pierwszymi turnusami pojechali ludzie, których praca absolutnie nie wycieńczała, bo nic nie robią. Pod naciskiem opinii publicznej zaczęli posyłać do Heimu i urzędników na takich stanowiskach, jak radców biura, referentów starszych itd. Wciąż jeszcze ludzi uprzywilejowanych. Dopiero w końcu lata 1942 urządzono nowe Heimy dla robotników i zaczęto gremialnie posyłać robotników z resortów. Teraz funkcjonują 4 Heimy: dla urzędników - 2 i dla robotników - 2. Posyła się teraz przez cały rok, obecnie pierwszeństwo mają ci, co przeszli tyfus brzuszny.
Jakub Poznański, Dziennik z łódzkiego getta, 7 marca 1943, s. 50.

statystyka