Litzmannstadt Getto, Łódzkie Getto

Stacja Radegast - bocznica na Marysinie
obecnie ul. Stalowa


To jeden z najważniejszych obiektów związanych z historią łódzkiego getta. Miejsce, z którego w latach 1942-1944 odjechały tysiące ludzi do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem, a w sierpniu 1944 do Oświęcimia. Mimo upływu dziesięcioleci do dziś przetrwał drewniany dworcowy budynek z rampą. Stacja powstała jeszcze przed wojną, w 1937 roku, ale zaczęła spełniać swoją szczególną rolę od kwietnia 1940 roku, a głównie od chwili zamknięcia getta i odizolowania go od reszty miasta. Wkrótce okolice stacji zostały odgrodzone i otoczone zasiekami. Mieszkańców domów sąsiadujących z tym obiektem wywłaszczono i wysiedlono. Postawiono wartownie i magazyny, a także tory mijankowe.

Od 1940 roku na stację Radegast - przez mieszkańców nazywaną też bocznicą na Marysinie - przywożona była żywność i opał potrzebne gettu. Tędy docierały surowce do produkcji ubrań, butów, mundurów dla niemieckiej armii. Stąd wyjeżdżały również gotowe wyroby. Od połowy 1940 roku wywożono tą drogą Żydów do obozów pracy w Poznańskiem, a także do budowy węzła kolejowego Łódź-Olechów. Od 1941 roku na Radegast przywożono transporty Żydów z Europy Zachodniej, m.in. z Berlina, Pragi, Wiednia i Luksemburga, a także Cyganów z Burgenlandu. Potem także ludność żydowską z likwidowanych gett miast i miasteczek Kraju Warty.


Od stycznia 1942 roku ze stacji Radegast wyruszały transporty Żydów do obozów zagłady. Najpierw w kierunku północnym, do Chełmna nad Nerem, potem na południe - do Oświęcimia. Od wiosny do jesieni 1942 roku wywieziono z tego miejsca na śmierć ponad 70 tys. Żydów. Po półtorarocznej przerwie deportacje do Chełmna wznowiono. W czerwcu i lipcu 1944 roku wywieziono tam ponad 7 tys. osób. Prawie nikt nie ocalał. Od 9 sierpnia 1944 roku Żydów z łódzkiego getta wywożono do obozu w Oświęcimiu- Brzezince. Ostatni transport w tamtym kierunku wyruszył 29 sierpnia. Spośród ponad 70 tys. ludzi, którzy opuścili wówczas getto, przeżyło kilka tysięcy. Liczby podawane przez historyków są różne i wahają się od 5 do 15 tys.

Stacja Radegast to łódzki Umschlagplatz. Ten skromny budynek przy ulicy Stalowej był świadkiem ostatniej drogi wielu Żydów z Litzmannstadt getto, ale przez długi czas po wojnie o tym miejscu nie pamiętano.

Pod koniec 2002 roku Fundacja Monumentum Iudaicum Lodzense wystąpiła z projektem, by w tym budynku stworzyć muzeum łódzkiego getta. W 2004 roku zaczęto teren porządkować. Stacja Radegast ma stać się jednym z najważniejszych miejsc pamięci związanych z historią Litzmannstadt getto.

Z polecenia władz niemieckich Wydział Budowlany przystąpił do montowania wielkich baraków na dworcu radogoskiej bocznicy. Na ten cel dowożony jest gotowy materiał i praca polega tylko na stawianiu fundamentów i na montażu. Przestrzeń zajmowana przez baraki wynosi około 900 mkw. Baraki te stanowić będą składnicę dla materiałów i półfabrykatów, przywożonych do getta. Możliwe, że jest jeszcze i inny cel budowy tych baraków. Zachodzi prawdopodobieństwo, że baraki te w razie potrzeby będą wyzyskane jako miejsce koncentracji wysiedlanych, czy przysiedlanych ludzi. Władze w ultymatywny sposób zażądały, aby budowa baraków ukończona została jeszcze w bieżącym miesiącu.
Kronika getta łódzkiego, 11 lipca 1942, t. 2, s. 129.

Kiedy otworzono bramy i wyszłam poza obręb getta, zamarło mi serce. Uważałam, że mam szczęście wyjeżdżając. Nasza droga wiodła wzdłuż torów. Kiedy to po raz ostatni widziałam pociąg? Gdyby tylko udało mi się dostać miejsce przyoknie, skąd mogłabym podziwiać szachownicę pól i mijane lasy, małe wioski, kręte strumyki i pasące się krowy [...]. Drżąc z podniecenia, maszerowałam otoczona ze wszystkich stron ciżbą ludzką. Wuj, Salek, ciotka i ja szliśmy ramię przy ramieniu. Już słyszeliśmy sapanie lokomotywy, widzieliśmy kłębiącą się w górze parę. Ale co to takiego? To wcale nie pociąg pasażerski zbliżał się ku nam w kłębach pary, ale długi sznur wagonów towarowych do przewożenia bydła. W każdym z wagonów u samej góry widniało małe, zakratowane okienko. Schwycił mnie w szpony przeraźliwy strach. Zobaczyłam żołnierzy brutalnie wpychających ludzi do pociągu. I dopiero wtedy, po raz pierwszy, przemknęło mi przez głowę, że Salek mógł mieć rację: nie powinniśmy opuszczać getta. Ale było już za późno.

Bydlęce wagony zapełniano w przykładnym porządku. Dokładnie trzydzieści dwie osoby do każdego, bez względu na to, czy jakieś dziecko, ojciec czy matka pozostali na zewnątrz. Błagania nie odnosiły skutku. Z łoskotem zasuwano żelazne drzwi, zabezpieczając je grubymi ryglami, na stopniach przepełnionych wagonów zasiadało po dwóch żołdaków z postawionymi bagnetami.

Pociąg zdawał się nie mieć końca, a przed nami ciągnęła się długa kolumna ludzi. Jak tylko zapełniano jeden wagon, przesuwaliśmy się ku następnemu. Załadunek przebiegał błyskawicznie. W miarę zamykania jednego po drugim wagonu zmniejszał się tłum.
Sara Zyskind, Skradzione lata, s. 161.

statystyka