Litzmannstadt Getto, Łódzkie Getto

Szpital nr IV
ul. Mickiewicza (Richterstrasse), dziś ul. Tokarska


W getcie przy ul. Mickiewicza 7 mieścił się szpital nr IV. Został zlikwidowany - podobnie jak wszystkie szpitale - we wrześniu 1942 roku. Chorzy ratowali się przed wywiezieniem z getta ucieczką, skakali nawet z wysokich pięter, by ocalić życie. Tych, którzy nie zdążyli, wywieziono poza teren getta - jak dziś wiadomo do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem.

W budynku poszpitalnym miał być ulokowany jeden z resortów, jednak dwa miesiące później uruchomiono w nim szpital chirurgiczny. Budynek szpitala stoi do dziś.
W pobliżu, między ul. Mickiewicza i Dolną, w listopadzie 1942 roku urządzono nowy plac węglowy. W tym celu rozebrano kilka drewnianych domków. Do tej pory teren nie został zagospodarowany.

Punktualnie o godz. 5 rano zajechały na Bałucki Rynek wozy ciężarowe z liczną asystą policji mundurowej i niemundurowej oraz sanitariusze. Milicjantom wydany został nakaz zamykania, ulic w miejscach postoju aut. Auta skierowały się początkowo do szpitala przy ul. Wesołej, gdzie dokonano ewakuacji chorych. W ciągu dnia ewakuowano inne szpitale (jest ich w getcie 4), jak również szpital dziecięcy przy ul. Łagiewnickiej, prewentorium na Marysinie i Centralne Więzienie. [...] Przy ewakuacji obecna była załoga nocna sanitariuszy i sióstr, natomiast personel dzienny, nie wyłączając lekarzy, do gmachów szpitalnych nie był dopuszczany. Gmachy były otoczone kordonami Służby Porządkowej, która otrzymała rozkaz niedopuszczania nikogo w pobliże miejsc ewakuacji.
Kronika getta łódzkiego, 1 września 1942, t. 2, s. 238.

W szpitalu przy ul. Mickiewicza znajduje się w tej chwili 130 chorych. Znamienne dla obecnej sytuacji jest, że nie tak znów wiele osób pragnie dostać się do tego szpitala, podczas gdy dawniej setki pacjentów kwalifikujących się do leczenia szpitalnego musiało czekać na miejsce. Przyczyną tego zjawiska jest z jednej strony fakt, że ludność wciąż jeszcze pozostaje pod wrażeniem wstrząsu, jakim była ewakuacja szpitali. Z drugiej zaś kierownictwo szpitala przyjmuje tylko przypadki szybko uleczalne, w pierwszym rzędzie chirurgiczne. Nie ma natomiast w szpitalu miejsca dla najliczniejszej w getcie kategorii chorych, którą stanowią - jak wiadomo - gruźlicy, ani dla pacjentów z obrzękami głodowymi.
Kronika getta łódzkiego, 31 października 1942, t. 2, s. 331.

W myśl dewizy: "Wszyscy na front, czyli do resortów", angażuje się teraz lekarzy do wszystkich fabryk. Każde przedsiębiorstwo resortowe, które zatrudnia powyżej 1000 robotników, otrzymuje jednego lekarza resortowego, który przyjmuje tam przez 7 godzin dziennie. Obłożnie chorych kieruje on do właściwych lekarzy rejonowych. [...] Od czasu likwidacji szpitali getto pozbawione jest wszelkiego pomocniczego sprzętu medycznego. Zaopatrzenie w leki pogarsza się z każdym dniem. Brak zastrzyków i chemikaliów staje się coraz bardziej dotkliwy.
Kronika getta łódzkiego, 6 listopada 1942, t. 2, s. 346.

Podobnie jak dwaj inni lekarze sanitarni, wypisywał karty zgonu od ręki. Przynajmniej w ten sposób zaoszczędzić można było załatwiającym ostatnie gettowe sprawy zmarłego dodatkowych kłopotów. Początkowo nazwiska, które wpisywał do kart, niczego mu nie mówiły. Typowe żydowskie nazwiska... bergów, ...shonów, ...blatów, ... blumów, których z nikim, z żadną ze znanych sobie postaci nie kojarzył. Po pewnym jednak czasie zaczęły pojawiać się nazwiska osób znajomych - kolegów czy przyjaciół - z poprzedniego, normalnego życia. Dziwnym trafem w ciągu kilku miesięcy podpisał kart zgonu trzem swoim kolegom, z którymi stawiał pierwsze kroki i z którymi zdawał maturę. Z początkiem drugiego roku getta wypisał pierwszą kartę zgonu, na której widniało jego nazwisko. To był początek długiej serii.
Arnold Mostowicz, Żółta gwiazda i czerwony krzyż, s. 56.

statystyka